Przyzwyczailiśmy się już do metek na
ubraniach informujących o azjatyckim pochodzeniu tekstyliów
kupowanych na bazarach a nawet w u renomowanych producentów odzieży.
Można to tłumaczyć niższymi kosztami jakie firmy ponoszą w
procesie produkcji w Azji niż miałoby to miejsce w Europie, i taka
oficjalna wersja dla większości nas jest wystarczająca. Jednak
''diabeł tkwi w szczegółach'' ukazując podwójne dno tego
wielomiliardowego biznesu.
70%
odzieży noszonej w europie jest produkowana w Azji. Światowe marki
tekstylne zlecają produkcje podwykonawcom w Chinach,w których normy
bezpieczeństwa odbiegają od stosowanych na terenie UE. Stosowane
kiedyś naturalne barwniki zastąpiono chemicznymi. By barwnik był
trwały producenci stosują utrwalacze, i to one są najbardziej
szkodliwe.
I
tu pojawia się problem ,bowiem firmy zlecające produkcje odzieży
nie są w stanie sprawdzić,czy owe toksyczne substancje nie stały
się składnikiem ich marek. Importując tkaniny trudno doszukać się
informacji na temat stosowanych środków chemicznych.
By
zwiększyć zyski nagminnie łamie się tam unijne normy, stosując
tańsze środki barwiące niż te polecane przez nabywców. Później
taka odzież sprzedawana jest na europejskich rynkach.
Powstaje
pytanie,czy europejscy potentaci przemysłu włókienniczego wiedzą
o tym procederze? Nawet jeśli nigdy tego nie udowodniono redukcja
kosztów związana z produkcją w Bangladeszu i Chinach jest im na
rękę.
Stosowane
barwniki i utrwalacze są najczęściej wycelowane w odzież dla
dzieci. Kolorowe nadruki na t shirt-ach nierzadko mają w swej
konsystencji formaldehyd. Może on być przyczyną wysypki, a nawet
doprowadzić do zachorowania na nowotwory. Również barwniki azowe,
jako tańsze zamienniki ,są szeroko stosowane w azjatyckich
farbiarniach. Są tańsze ale i też niebezpieczne dla zdrowia i
środowiska.
Dhaka
stolica Bangladeszu stała się zagłębiem przemysłu
włókienniczego. Rozkwit miasta okupiony został urągającym
godności ludzkiej warunkom pracy. Pracownicy, a często są nimi
dzieci ,farbują tekstylia bez jakichkolwiek zabezpieczeń ,narażając
się na trujące działanie środków chemicznych.
Następnie
pozostałości wylewane są do rzek. Niszcząc cały ekosystem odpady
z farbiarni zatruwają ludzi żyjących w pobliżu. Długotrwały
wpływ chemicznych środków możemy zaobserwować w Indiach, które
były niegdyś mekką produkcji odzieży. Masowe zachorowania na
nowotwory, dziesiątkujące byłych pracowników farbiarni. Również
okoliczni mieszkańcy korzystający z rzecznej wody zostali dotknięci
ta epidemią.
Trudno
całkowicie wyeliminować ryzyko kontaktu z tymi substancjami. Możemy
je jednak zminimalizować, omijając ubrania z nadrukami, gdzie
występują największe stężenia chemicznych związków, lub
nabywać je w tzw second
hand-ach,(czyli sklepach z rzeczami drugiego obrotu) w których,
częściowo znoszone ubrania są w pewnym stopniu pozbawione
trujących środków. Jeśli decydujemy się na kupno nowych ubrań
warto je kilkakrotnie wyprać ,tym samym pozbywając choć w pewnym
zakresie środków ,którymi wcześniej były nasiąknięte.
Temat
zatrutych barwnikami chemicznymi rzek pozostawiam na przyszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz