niedziela, 11 września 2016

Made in China

Przyzwyczailiśmy się już do metek na ubraniach informujących o azjatyckim pochodzeniu tekstyliów kupowanych na bazarach a nawet w u renomowanych producentów odzieży. Można to tłumaczyć niższymi kosztami jakie firmy ponoszą w procesie produkcji w Azji niż miałoby to miejsce w Europie, i taka oficjalna wersja dla większości nas jest wystarczająca. Jednak ''diabeł tkwi w szczegółach'' ukazując podwójne dno tego wielomiliardowego biznesu.



70% odzieży noszonej w europie jest produkowana w Azji. Światowe marki tekstylne zlecają produkcje podwykonawcom w Chinach,w których normy bezpieczeństwa odbiegają od stosowanych na terenie UE. Stosowane kiedyś naturalne barwniki zastąpiono chemicznymi. By barwnik był trwały producenci stosują utrwalacze, i to one są najbardziej szkodliwe.

I tu pojawia się problem ,bowiem firmy zlecające produkcje odzieży nie są w stanie sprawdzić,czy owe toksyczne substancje nie stały się składnikiem ich marek. Importując tkaniny trudno doszukać się informacji na temat stosowanych środków chemicznych.

By zwiększyć zyski nagminnie łamie się tam unijne normy, stosując tańsze środki barwiące niż te polecane przez nabywców. Później taka odzież sprzedawana jest na europejskich rynkach.

Powstaje pytanie,czy europejscy potentaci przemysłu włókienniczego wiedzą o tym procederze? Nawet jeśli nigdy tego nie udowodniono redukcja kosztów związana z produkcją w Bangladeszu i Chinach jest im na rękę.

Stosowane barwniki i utrwalacze są najczęściej wycelowane w odzież dla dzieci. Kolorowe nadruki na t shirt-ach nierzadko mają w swej konsystencji formaldehyd. Może on być przyczyną wysypki, a nawet doprowadzić do zachorowania na nowotwory. Również barwniki azowe, jako tańsze zamienniki ,są szeroko stosowane w azjatyckich farbiarniach. Są tańsze ale i też niebezpieczne dla zdrowia i środowiska.

Dhaka stolica Bangladeszu stała się zagłębiem przemysłu włókienniczego. Rozkwit miasta okupiony został urągającym godności ludzkiej warunkom pracy. Pracownicy, a często są nimi dzieci ,farbują tekstylia bez jakichkolwiek zabezpieczeń ,narażając się na trujące działanie środków chemicznych.
Następnie pozostałości wylewane są do rzek. Niszcząc cały ekosystem odpady z farbiarni zatruwają ludzi żyjących w pobliżu. Długotrwały wpływ chemicznych środków możemy zaobserwować w Indiach, które były niegdyś mekką produkcji odzieży. Masowe zachorowania na nowotwory, dziesiątkujące byłych pracowników farbiarni. Również okoliczni mieszkańcy korzystający z rzecznej wody zostali dotknięci ta epidemią.

Trudno całkowicie wyeliminować ryzyko kontaktu z tymi substancjami. Możemy je jednak zminimalizować, omijając ubrania z nadrukami, gdzie występują największe stężenia chemicznych związków, lub nabywać je w tzw second hand-ach,(czyli sklepach z rzeczami drugiego obrotu) w których, częściowo znoszone ubrania są w pewnym stopniu pozbawione trujących środków. Jeśli decydujemy się na kupno nowych ubrań warto je kilkakrotnie wyprać ,tym samym pozbywając choć w pewnym zakresie środków ,którymi wcześniej były nasiąknięte.

Temat zatrutych barwnikami chemicznymi rzek pozostawiam na przyszłość.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz