poniedziałek, 15 maja 2017

Nieproszeni goście na talerzu.

Dla większości z na widok robaka wywołuje pewny określony odruch bezwarunkowy, innymi słowy kończy on swą ziemską wędrówkę pod podeszwą buta.

A co jeśli mielibyśmy spoglądać na insekty bardziej przychylnym wzrokiem?
Od pewnego czasu ONZ prowadzi kampanie zachęcającą do spożywania jadalnych insektów. Ma to doprowadzić do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych.
Hodowla bydła na skalę przemysłową powoduje emisje do atmosfery ogromnych ilości metanu. Jak podkreślają inicjatorzy pomysłu hodowla świerszczy, chrząszczy lub larw drewnojada otworzy nowe, przyjazne dla środowiska pole na kulinarnej mapie świata.
Pomysł zachwycił amerykanów którzy tłumnie zaczęli otwierać firmy specjalizujące się w przetwórstwie i sprzedaży wszelkiej maści jadalnych robaków.

Nie byłoby nic szokującego w tym apelu, gdyby nie jeden drobny szczegół, o którym były sekretarz ONZ Kofi Annan zapomniał wspomnieć. Za ten stan rzeczy w przeważające mierze są odpowiedzialne Stany Zjednoczone na którego terenie odbywa się hodowla bydła przypominająca jeden wielki obóz koncentracyjny. Cykl hodowli zwierząt milionów zwierząt które nigdy nie widziały łąki uwalnia do atmosfery ogromne ilości metanu, gazu cieplarnianego.

Podobna sytuacja ma miejsce w Ameryce Południowej gdzie co rocznie znika 13mln ha lasów deszczowych. Największy na świecie skupisko bioróżnorodności zmniejszyło swoją powierzchnie o 20proc. Las ustępuje hodowli bydła i uprawie soi, którą 95proc. wykorzystuje się jako pokarm dla zwierząt hodowlanych. 

Skala hodowli bydła w Polsce i wielu krajów europejskich jest niewspółmiernie niska w porównaniu z wielkimi konglomeratami północno i południowo amerykańskimi.
Koszt tych działań jest wysoki, dlaczego mają ponosić go inni, choć nie brali w nim udziału.
Mamy swoją dobrą tradycyjną kuchnie i raczej nie skorzystamy z apelu pana sekretarza.

wikimedia commons author Miceweed

poniedziałek, 8 maja 2017

Kamelia Sinesis-aromatyczna tajemnica

Przez kilka tysięcy lat od chwili wynalezienia w Chinach parzenie herbaty stało ceremoniom  kultywowaną w bodaj większości krajów na świecie. Jej zdrowotne właściwości poprawiające nastrój, usprawniające koncentracje a nawet działające na senność i zmęczenie sprawiły, że sięgamy po filiżankę herbaty nie tylko z uwagi na wyżej wymienione atrybuty, ale przede wszystkim dla wyjątkowego aromatu, który jest nieodłączną cechą tego napoju.
Nad fenomenem krzewu Kamelia Sinesis będącymi głównym składnikiem herbaty chińskiej postanowili pochylić się naukowcy.
Zespół specjalistów rozkodował genetyczną budowę tej jednej z najbardziej popularnych herbat na świecie. Dzięki nowoczesnej technice zostały przeprowadzone badania celem ustalenia genomu odpowiedzialnego za jej smak. Badania ukazały chemiczne związki zawarte w herbacie.
Krzewy z grupy Kamelia obejmują ponad 100 gatunków ozdobnych roślin ogrodowych ale tylko Kamelia Sinesis jest uprawiana komercyjnie do produkcji herbaty. Jak ukazały badania, liście zawierają wysoki poziom  chemicznych związków dający herbacie swój niepowtarzalny smak. Do ich grona należą Flawonoidy, czyli naturalne związki chemiczne chroniące roślinę przed atakiem owadów i grzybów, oraz Kofeina, czyli środek psychoaktywny usuwający zmęczenie i polepszający koncentracje.
Z liści Kamelia Sinesis wytwarzane jest kilka gatunków herbaty; biała, zielona, żółta ,czarna i oolong(czyli półfermentowana ). Każda z nich posiada swój niepowtarzalny smak, aromat i wygląd. Charakterystyczny aromat każdej tworzy indywidualny skład chemiczny.

Rozkodowanie genomu rośliny herbacianej trwało ponad 5 lat. Na podstawie 3 mld próbek DNA ustalono, że genom Kamelia Sinesis jest ponad czterokrotnie większy niż genom krzewu kawy i jest znacznie większy niż większość zsekwencjonowanych gatunków roślin.

Wiedza uzyskana może pomóc plantatorom ulepszyć jakość herbaty, może również otworzyć nowe pole dla medycyny i przemysłu kosmetycznego, ponieważ związki występujące w herbacie są często związane z właściwościami roślin stosowanymi w tych sektorach.

wikimedia commons photo by Mette Nielsen
zródło BBC


poniedziałek, 1 maja 2017

Antybiotyk vs. bakteria.

Kiedy podczas I Wojny Światowej żołnierze zwaśnionych stron Ententy i sojuszu państw Centralnych starły się w chaosie kurzu i błota na polach Europy, każdego dnia żniwo śmierci i zniszczenia pochłaniało około 5 tys. zabitych dziennie. Niespotykana jak dotąd liczba zgonów nie obejmowała tylko zastrzelonych żołnierzy. Wielu z nich umarło na skutek ran i zakażeń z nimi związanych w szpitalach polowych.
W trakcie działań wojennych podczas II Wojny  Światowej, liczba żołnierzy umierających na skutek ran był niewspółmiernie niższa niż podczas wcześniejszego konfliktu.

Rozwiązaniem tej zagadki było odkrycie w 1928 roku przez Alexandra Fleminga penicyliny. Minęło 10 lat zanim Howard Florey i Ernst Chain zajęli się odkryciem Fleminga testując lek na myszach zarażonych paciorkowcem. Zdumiewiające działanie pierwszego antybiotyku na świecie postanowiono wykorzystać w szerszym zakresie. Idealnym celem było wojsko w szeregach którego infekcje związane ranami dziesiątkowały pacjentów szpitali polowych. Za ten milowy krok w medycynie Fleming, Florey i Chain w 1945 roku zostali uhonorowani nagrodą Nobla.
Tymczasem początkowa euforia została wystawiona na próbę po tym jak w 1947 roku zauważono pierwsze przypadki odporności bakterii na penicylinę. To dało początek badaniom nad lekami które nazwano antybiotykami.
Bakterie są najmniejszymi organizmami na ziemi, są najważniejsze jednocześnie mogą być najbardziej niebezpieczne dla naszego organizmu. Są wszędzie i razem mają siłę by zniszczyć życie na ziemi.
Obecność większości z nich jest uzasadniona, są we łzach chroniących oczy przed innymi bakteriami, pomagają trawić jedzenie w układzie pokarmowym, oraz chronią naszą skórę przed innymi niepożądanymi intruzami. Większość z tych mikroskopijnych organizmów jest pożyteczna dla naszego organizmu, inne są niegroźne. Jednakże istnieją bakterie niebezpieczne dla zdrowia i życia człowieka.
Idealnym przykładem jest gronkowiec złocisty, którego odporność na działanie antybiotyku przekształca go w MRSA czyli gronkowiec złocisty odporny na metycylinę. Jest on częstym przypadkiem zakażenia w szpitalach.

Postępujący moda  nadużywania antybiotyków w ciągu ostatnich dekad doprowadziła do uodparniania się niektórych bakterii na działanie leku. Dzięki temu zanika naturalna odporność organizmu nabyta przez pokolenia do radzenia sobie z infekcjami.
Działanie antybiotyku polega na niszczeniu części ściany komórki. Kiedy ściana komórki bakterii zaczyna się rozpadać mechanizm obronny odbudowuje jej strukturę. Kiedy penicylina zagnieździ się wewnątrz nie pozwala odbudować ściany komórki i powoduje jej rozpad.
Czasami jednak inteligentna bakteria zmienia swoją charakterystykę stając się odporną na antybiotyk.
Poza tą jedną bakterią  która nabrała odporności antybiotyk niszczy wszystkie inne, zarówno dobre jak i złe. Ta jedna ocalała bakteria zaczyna się dzielić i w ciągu kilku godzin powstaje kilka miliardów nowych bakterii. Następnym razem kiedy zażywamy antybiotyk robimy miejsce dla odpornych bakterii.

Odporność na antybiotyki rozprzestrzenia się w zatrważającym tempie. Jak dotąd naukowcy opracowali około 100 różnych antybiotyków z czego w realnym użytku pozostaje około 30, ponieważ reszta stała się bezużyteczna.
Połowa stosowanych antybiotyków nie pomaga pacjentom. Normą stało się przypisywanie antybiotyku na takie dolegliwości jak grypa czy przeziębienie, które jest wywołane przez wirus a nie bakterie. Niestety nawet nie stosując antybiotyku możemy go wchłaniać jedząc mięso zwierząt hodowlanych, które często bez żadnych ograniczeń jest im podawane w paszy.

Jak dotąd naukowcy jeszcze  nadążają nad ujarzmianiem bakterii odpornych na antybiotyki. Jednak ta odporność ciągle rośnie. Wyścig o nasze zdrowie wciąż trwa, pytanie czy w pewnym momencie nie zostaniemy w tyle.






poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Podwodny projekt Bransona.

Charyzmatyczną postać Richarda Bransona nie sposób opisać jednym zdaniem. Z jednej strony jest bezwzględnym biznesmenem torującym sobie drogę na wyboistych polach zglobalizowanego rynku, z drugiej strony  pasjonat podróży i śmiałek przekraczający kolejne niebezpieczne granice.
Branson jest również miłośnikiem życia morskiego. Swego czasu brał czynny udział w kampanii na rzecz ochrony Wielkiej Rafy Koralowej postulując wpisanie jej na listę obiektów zagrożonych na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Jego najnowszy projekt będzie realizowany na  archipelagu Brytyjskich Wysp Dziewiczych, miejscu szczególnie mu bliskiemu, ponieważ na jednej z wysp mieści jego rezydencja.
Tam też zainicjował zatopienie okrętu Kodak Queen , jednego z pięciu ocalałych po brzemiennym w skutkach ataku na Pearl Harbor i utworzenie na nim sztucznej rafy koralowej. B.V.I Art Reef , zostanie ukoronowana  25 metrowym posągiem krakena, który jak wspomina Branson będzie idealnym miejscem dla poszukiwaczy podwodnych przygód.
Przedsięwzięcie którego się podjął nie będzie nastawione na pomnażanie kapitału. Odwiedzający B.V.I Art Reef będą zwolnieni z opłat nurkując w tym szczególnym, miejscu. Jedynie koszty związane z wypożyczeniem butli na inne miejsca nurkowe będą pobierane , a dochód z nich będzie rozdzielany między lokalne organizacje działające na rzecz ochrony środowiska morskiego.

Brytyjskie Wyspy Dziewicze obejmują 100 wysp rozlokowanych wśród turkusowych wód Karaibów. Tętniące kolorowym splendorem rafy koralowe przyciągają rocznie tysiące turystów spragnionych wypoczynku i szukających wrażeń pod powierzchnią oceanu. Wydaje się to dziwne zważywszy na lokalizację ale wiele osób z lokalnych społeczności nigdy nie miało okazji zobaczenia podwodnej rafy. W jednym z wywiadów Branson podniósł tą kwestie przypomniając, że celem fundacji Unite BVI jest propagowanie pływania i nurkowania by uwrażliwić ludzi na otaczający i wrażliwy ekosystem morski.

Podczas gdy ochrona rafy koralowej jest powołaniem Bransona B.V.I Art Reef ma całkiem inną historię, której kluczowym elementem jest wycofany z eksploatacji  Kodiak Queen . Mimo historycznej przeszłości okręt niszczał przez lata, aż w końcu został zakwalifikowany do rozbiórki.
Przed niechlubnym zakończeniem uratował go jeden z członków załogi Bransona przekonując miliardera o słuszności przeprowadzenia renowacji i godnym zatopieniu go, aby stał się jedną z głównych atrakcji nurkowych w tym rejonie.

Branson wierzy, że budowa sztucznej rafy spowoduje rozkwit ekosystemu, który zachęci do powrotu  zagrożone gatunki ryb. Temu procesowi będą się bacznie przyglądać biolodzy, którzy wyrazili zainteresowanie wpływem jaki rozkwit sztucznej rafy koralowej będzie oddziaływał na uzdrowienie nadmiernie wyeksploatowanych miejsc nurkowych.

Wikimedia commons photo by Lheld 1023

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Żelbetowy rezerwat.

Platformy wiertnicze drenujące dno oceaniczne w poszukiwaniu cennego minerału w oczach wielu są symbolem ekspansji i dominacji człowieka. Gdziekolwiek się pojawią stwarzają poczucie niepokoju o przyszłość tego wrażliwego na ingerencje ekosystemu. Nie mniej jednak platformy wiertnicze mają również coś w zanadrzu na swoja obronę.

Jak ukazują badania przeprowadzone przez dr. Miltona Love'a   biologa pracującego w Marine Science Institute at UC Santa Barbara, fundamenty platform wiertniczych pikujących w odmęty oceanu mienią się wielobarwnym życiem tysięcy morskich stworzeń ,czyniąc wody w pobliżu Kalifornii swego rodzaju rezerwatem. Nawet hałas związany z eksploracją dna nie jest w stanie zniechęcić ciekawości lwów morskich baraszkujących wśród konstrukcji podtrzymujących budowle a nawet wielorybów pozbywających się pasożytów pocierając się o elementy obiektu.
Śmieci zalegające poniżej są zachętą, której nie sposób się pozbyć. Ryby czując łatwość zdobycia pokarmu przypływają pozostawiając za plecami naturalne żerowiska. Jak ukazały próbki nie odnotowano skażenia wód w pobliżu konstrukcji platform na tym terenie. Mimo to naukowcy obawiają się długotrwałych zmian jaki wpływ platform wiertniczych wywiera na środowisko.
Jeszcze do niedawna koncerny naftowe były zmuszane do usunięcia konstrukcji po wyeksploatowaniu złóż. Sytuacja zmieniła się w 2010, kiedy władze Kalifornii zezwoliły na pozostanie wycofanych z eksploatacji platform, w zamian za  procent od zaoszczędzonych kosztów, które musiałyby ponieść firmy naftowe na wydatki związane z odholowaniem . Kwoty uzyskane w ten sposób zasilają  programy ochrony środowiska morskiego.

Powyższy przykład ukazuje, jak powinna wyglądać współpraca dwóch zwaśnionych stron, przemysłu i obrońców środowiska. Kompromis umożliwia badanie umiejętności adaptacji gatunków do nowego środowiska, które będąc wynikiem działalności człowieka daje wiele cennych informacji.
Zetknięcie tych dwóch światów będzie w przyszłości coraz bardziej powszechnym zjawiskiem.


wikimedia commons photo by David Burdick

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Bilderberg-teoria czy fakt

Kiedy po latach wojennej zawieruchy Europa podnosiła się w bólach, a niezabliźnione rany ciągle krwawiły, przywódcy 25 państw europejskich postanowili spotkać się na Kongresie Haskim aby wytyczyć wspólny kierunek rozwoju kontynentu. W trakcie obrad uchwalono  trzy rezolucje; kulturalną, polityczną i ekonomiczno-społeczną, które stały się podwaliną pod budowę przyszłej zjednoczonej Europy.
Czołową postacią tego jak na owe czasy nowatorskiego ruchu był Józef Ratinger, postać tajemnicza i kontrowersyjna, jednocześnie posiadająca ogromne wpływy na salonach wielu europejskich potęg ówczesnego świata.
Ratinger, syn niemiecko-żydowskich imigrantów, którego wziął pod swoje skrzydła i wykształcił hrabia Władysław Zamoyski zdobył wszechstronną wiedze,by po II wojnie światowej stać się jednym z największych orędowników integracji europejskiej. Jego determinacja doprowadziła w 1954 roku do pierwszego spotkania najbardziej wpływowych osobistości świata polityki, finansów, i arystokracji w hotelu Bilderberg w Holandii. Do swojej śmierci w 1960 roku pełnił rolę honorowego sekretarza tej nieformalnej tajemniczej organizacji.
Od pamiętnego spotkania w różnych częściach świata organizowane są konferencje nieformalnego stowarzyszenia  Bilderberg.
O czym dyskutują elity establishmentu za zamkniętymi drzwiami wiedzą tylko oni, ale niektórzy podejrzewali, że w grę wchodzi poszerzanie strefy wpływów.
Rąbka tajemnicy uchylił profesor Carroll Quigley, który był swego czasu nieoficjalnym kronikarzem stowarzyszenia. W swych publikacjach potwierdził to co wielu podejrzewało od dawna.
Celem organizacji jest sprawowanie władzy nad światem poprzez zakulisową kontrolę polityków i grup trzymających władzę. Jednakże by osiągnąć ten cel są potrzebne dodatkowe instrumenty takie jak banki, mass media i inne instytucje. Grupy takie jak Bilderberg odpowiedzialne są za kontrolowane kryzysy finansowe, nieprzerwany łańcuch działań wojennych napędzający koniunkturę konglomeratu przemysłowo-wojskowego. Wojna zapominając o milionach istnień ludzkich stała się wielomiliardowym biznesem.
Zastanawiacie się pewnie teraz kto zaszczyca swoją obecnością spotkania tej tajemniczej organizacji?
Przytoczę kilka nazwiska; Dawid Rockefeller(kluczowa postać światowej finansjery), Henry Kissinger (doradca ds. bezpieczeństwa narodowego oraz sekretarz stanu podczas prezydentury Richarda Nixona i Geralda Forda, obecnie doradca ds. polityki zagranicznej Donalda Trumpa), David Petraeus (były szef CIA), Angela Merkel, Tony Blair, Margaret Thatcher, Bill i Hilary Clintonowie, George H.W. Bush. Andrzej Olechowski, Radosław Sikorski, Zbigniew Brzeziński, Jan Vincent Rostowski, Hanna Suchocka.
Prezesi i przedstawiciele koncernów; Deutsche Bank, Google, Facebook, France Telecom, Airbus, Nestle, Amazon, Shell, Microsoft.

Członkowie tego osobliwego bractwa to w zasadzie socjaliści dążący do utworzenia jednego światowego rządu, który będzie ingerował w każdy aspekt życia obywateli. Ich globalna polityka uwydatnia się coraz wyraźniej w Unii Europejskiej zmierzającej do budowy globalnej społeczności, bez odrębności kulturowej i dziedzictwa narodowego przypominając despotyczny, monolityczny system rodem z koszmaru Orwella.


vikimedia commons Bilderberg 2016

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Zadymiona innowacyjność.

Słońce coraz śmielej puka w okna naszych domostw przypominając o długo wyczekiwanej wiośnie. Jej świeży powiem przegania ostatnie wspomnienia minionej zimy, która w tym roku wyjątkowo dała się nam we znaki, i nie mam tu na myśli śnieżnych zasp i trzaskającego mrozu, lecz gryzący smog spowijający miejskie krajobrazy wielu miast w Polsce.
Trapiący od dziesięcioleci problem postanowił rozwiązać Marian Strzelczyk z Kwidzynia, którego wynalazek zrewolucjonizuje postrzeganie pieców węglowych jako generatorów toksycznych gazów.

Powszechnie wiadomo ,że przyczyną smogu i toksycznych związków uwalnianych do atmosfery jest dym z pieców węglowych. To on jest w dużej mierze odpowiedzialny za gryzący smog utrzymujący się podczas bezwietrznych dni. Mając to na uwadze Strzelczyk opatentował prosty wynalazek niwelujący wydostawanie się dymu z pieców węglowych. Kluczowym elementem patentu jest przesłona uniemożliwiająca wydostanie się dymu z paleniska, który po rozgrzaniu do odpowiedniej temperatury ma dopalać gazowe produkty spalania. Przesłona palnika powstrzymuje wydostanie się dymu z pierwotnego spalania a następnie skumulowany dym zostaje dotleniony i ponownie zassany do paleniska, gdzie następuje ponowne spalanie gazów. Innowacyjność tego rozwiązania nie tylko pozbywa się szkodliwych związków, ale również pozwala zaoszczędzić nawet do 40 proc. kwoty wydanej na opał.

Wynalazek Mariana Strzelczyka może pomóc uporać w bardziej przyjazny i mniej drastyczny sposób z przebudową instalacji grzewczej. Ma również szanse zostać w przyszłości skutecznym narzędziem w powstrzymaniu emisji Co2, pozostając jednocześnie naszym podstawowym źródłem energii. Wszystko zależy, czy zostanie powszechnie zaadoptowany do użycia wyznaczając nowy przyjazny dla ludzi i środowiska kierunek rozwoju i odpowiedzią Polski na  globalną politykę klimatyczną pukającą coraz mocniej do naszych drzwi.