poniedziałek, 30 lipca 2018

Sicario 2 :Soldado- recenzja.

Problem nielegalnej przekraczania granicy tak dobrze nam znany od kilku lat okazuje się nie być domeną polityki imigracyjnej Unii Europejskiej.
Stefano Sollima postanowił podnieść ten problem na gruncie amerykańskim i idąc tropem pierwszej części ''Sicario'' skupił się na południowej granicy Stanów Zjednoczonych gdzie kartele narkotykowe organizują przerzuty ludzi przez pilnie strzeżoną granicę amerykańsko -meksykańską. Tam też wydarzył się incydent będący preludium dalszej akcji ''Sicario 2: Soldado''.


Był nim zamach terrorystyczny spowodowany przez islamistów przemyconych przez członków kartelu narkotykowego z Meksyku. Wywołało to panikę w szeregach służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwowe, co z kolei sprowadziło na główny plan dwójkę agentów specjalnych od czarnej roboty których mieliśmy okazję poznać w ''Sicario'' Denisa Villeneuve-a. Alejandro grany przez Benicio del Toro i Matt Graver w role którą wcielił się Josh Brolin nie przebierając w środkach łączą siły aby rozbić od środka meksykańską mafie. W tym celu decydują się skłócić organizację porywając córkę jednego z bossów narkotykowego świata.

Jak to zwykle bywa w świecie filmowym nie wszystko układa się po myśli. W tym przypadku pojawienie się kilkunastoletniej córki bossa powoduje niemałe zamieszanie wśród bezwzględnych twardzieli Wuja Sama.  Wszystko się jeszcze bardziej komplikuje kiedy misja zakulisowych poczynań Waszyngtonu może ujrzeć światło dzienne. W obliczu zdemaskowania braterstwo wspólników zostaje wystawione na próbę.

Podobnie jak w obrazie Villeneve-a atmosfera obrazu Sollimy przesycona wonią potu i kurzu wzbijającego się spod kół pędzących przez meksykańskie pustkowie hammerów gęstnieje wprost proporcjonalnie do liczby wyeliminowanych oponentów. Jeśli dodamy do tego mroczny psychodeliczny podkład muzyczny skomponowany przez Hildur Guonadóttir, która zastąpiła po przedwczesnej śmierci w lutym tego roku Jóhanna Johannsona to otrzymamy wypełnioną testosteronem solidną dawkę twardego męskiego kina.
Jeśli chodzi o pierwszy plan to Josh Brolin nie po raz pierwszy udowadnia, że idealnie wpasowuje się w rolę zimnokrwistych twardzieli , natomiast Benicio del Toro nie odbiega od swoich kanonów ukazując daleko bardziej skomplikowaną osobowość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz