poniedziałek, 12 czerwca 2017

Na ratunek oceanom.

Światowy Dzień Oceanów obchodzony 8 czerwca skłania do refleksji na temat kondycji tego największego zbiornika słonej wody na ziemi.

O tym jak wielką rolę dla ludzkości spełniają oceany pisano wielokrotnie, warto jednak przytoczyć podstawowe informacje aby zrozumieć jak bardzo jesteśmy zależni od bogactw kryjących się pod powierzchnią bezkresnego błękitu pokrywającego 2/3 powierzchni planety.

Ogromne zbiorniki wodne jakimi są oceany mają niezwykle istotny wpływ dla ludzi.
Generują 50 proc. tlenu potrzebnego do życia, absorbują ogromne ilości dwutlenku węgla, dostarczają ryby i owoce morza dla prawie miliarda ludzi, jak i również są spichlerzem dla 200 mln ludzi żyjących z rybołówstwa oraz regulują klimat. Oceany są również ekonomicznym czynnikiem dla krajów zależnych od turystyki i bogactw kryjących się pod dnem.

Niestety presja ludzi obejmująca nadmierną eksploatacje zasobów, nieuregulowanego rybołówstwa, brzemienne w skutkach niszczycielskie połowy, dziesiątkujące populacje ryb, niezrównoważone praktyki z zakresu akwakultury, zanieczyszczenia, niszczenie siedlisk, zasiedlanie obcymi agresywnymi gatunkami i zakwaszenie są istotnymi czynnikami wpływającymi na kondycje mórz i oceanów.
Ostatnie badania ukazują postępującą degradacje środowiska morskiego.
Każdego roku do oceanów dostaje się od 5-13 mln ton plastiku. Większość odpadów jest spożywana przez ptaki i ryby. W ciałach 80proc. ptactwa morskiego znaleziono pozostałości plastiku, który
dryfując po powierzchni oceanu  tworzy tzw Wielką Pacyficzną Plamę Śmieci. Cząsteczki plastiku opadają na dno, tworzą mikroskopijną breję i stają się pożywieniem dla organizmów żyjących tam.
Przy obecnej intensywności zanieczyszczania wód mórz i oceanów w roku 2050 będzie więcej plastiku niż ryb.

Są też napawające optymizmem informacje.
Na szczycie ONZ  Chiny, Indonezja, Tajlandia i Filipiny uważane za największych trucicieli oceanów zdeklarowały się na wdrożenie planu ograniczającego zaśmiecanie oceanu plastikiem.
Jest to o tyle istotne ponieważ 75 proc. zanieczyszczeń pochodzi z 10 największych rzek Azji.

wikimedia commons Monterey Bay National Marine Sanctuary, Clifornia USA



poniedziałek, 5 czerwca 2017

Watykan na rozdrożu.

O tym, że Watykan od czasu objęcia stanowiska papieża przez Jose  Mario Bergolio zmienił kierunek na bardziej liberalny wiadomo nie od dziś, jednakże ostatnie skandaliczne wydarzenie  związane z zaproszeniem na konferencje dr. Paula R. Ehrlich'a wywołały oburzenie wśród katolików.

Kim jest Paul Ehrlich i dlaczego wywołuje takie kontrowersje?
Ten znany dzięki swoim teoriom zoolog, entuzjasta Benthama, Darwina i Malthusa uważa, że główną bolączką obecnego świata jest niedobór produkcji jedzenia. Jedynym sposobem by nie doprowadzić do ogólnoświatowego głodu jest ograniczenie przyrostu naturalnego. Skutecznym narzędziem by wdrożyć tę idea w życie miałaby być przymusowa sterylizacje, powszechne aborcje, eutanazje,oraz
zezwolenia na poród.

Co może jeszcze bardziej bulwersować wierzących to to fakt, że ekologiczny szaleniec którym niewątpliwie jest Ehrlich przedkładający ludobójstwo nad tradycyjny, oparty poszanowaniu
człowieka punkt widzenia został zaproszony przez biskupa Marcelo Sancheza Soronto bliskiego współpracownika papieża Franciszka.
Przedstawiciele Watykanu nie kryją się z tym, że popierają Agendę 2030- tak zwane cele zrównoważonego rozwoju ONZ , które to cele promując zakamuflowaną depopulacje, ludobójstwo na globalną skalę jawnie przeciwstawiając się ochronie życia ludzkiego, jednego z przykazań dekalogu, czyli zbioru nakazów moralnych obowiązujących chrześcijan.

Zgodnie z tym co głosi Darwinowska szkoła człowiek to tylko jeden z wielu gatunków ssaków zamieszkujących ziemie. Nic więc dziwnego, że skoro to ssak jak każdy inny można jego populacje kontrolować by się nadmiernie nie rozrosła zagrażając innych gatunkom.Można to przyrównać do sezonowych odstrzałów dzika lub jelenia.
Skutki takiej polityki mogą przebić Hitlera, Stalina i Mao Zedonga razem wziętych, bowiem Ehrlich w swoim zamyśle dąży do unicestwienia 6 mld istnień ludzkich ograniczając populacje planety do 1 mld.

Wikimedia commons Jean-Pol Grandmont

poniedziałek, 29 maja 2017

Konie mechaniczne ze śmieci.

Wydawałoby się, że hałdy śmieci i ruch samochodowy nie mają nic wspólnego. Nic bardziej mylnego, dowiódł tego zespół Adama Hańderki, odkrywając technologie umożliwiającą przerobienie śmieci na paliwo.

Technologia opatentowana przez Hańderka jest w stanie wygenerować 1 litr diesla i PB95  z kilograma plastikowych torebek. Paliwo zostało przebadane przez Przemysłowy Instytut Motoryzacji, który potwierdził ,że substancja spełnia wszelkie normy paliwowe i jest zdatna do zasilania silników.

Przełomowe odkrycie zostało docenione na Międzynarodowej Wystawie Innowacji w Barcelonie
i uhonorowane nagrodą.
W trakcie XXIV Międzynarodowych Targów Stacja Paliw kierowcy mieli możliwość przetestowania nowego paliwa.

Nawarstwiający się problem śmieci,a szczególnie plastiku, którego konsystencja nie jest biodegradowalna stwarza ogromne zagrożenie dla środowiska, zwierząt i ludzi. Miejmy nadzieje, że nowoodkryta technologia odwróci proces zanieczyszczania planety i wytyczy nowy kierunek pozyskiwania energii dla szybko rozwijającej się branży motoryzacyjnej.

wikimedia commons Porto de Ribeira eue

poniedziałek, 22 maja 2017

Antarktyczny wyścig.

Donald Trump podpisał dekret znoszący zakaz wierceń w poszukiwaniu minerałów na Antarktydzie. Tym samym Stany Zjednoczone dołączyły do grupy państw pretendujących do uzyskania bogactw naturalnych tego najzimniejszego kontynentu.


Antarktyda to liczącą 14mln km kwadratowych lodowa skamielina pod powierzchnią której kryją się depozyty ropy, węgla kamiennego, żelaza i srebra. Nie dziwi zatem obecność na kontynencie wielu baz w tym także Polskiej.
Roszczenia państw powstrzymuje podpisany w 1959 roku w Waszyngtonie Traktat Antarktyczny- międzynarodowa umowa regulująca polityczno-prawny status Antarktydy. Głównym celem traktatu jest powstrzymanie kontynentu od działań o charakterze militarnym i wykorzystanie jedynie do celów pokojowych. Twórcy dokumentu  przewidzieli skutki i zabezpieczyli kontynent przed roszczeniami 12 państw, które roszczenia podnosiły zanim traktat wszedł w życie. Dokument nie stwierdza kto ma prawo do Antarktyki tylko zamraża dotychczasowe roszczenia i zabrania wysuwania nowych. Po latach obowiązywania ustaleń uznano, że postanowienia traktatu nie w pełni chronią ten najczystszy ekosystem na ziemi i postanowiono w 1991 r.  podpisać nową umowę poszerzoną o całkowity zakaz eksploatacji górniczej i naftowej która będzie obowiązywać do roku 2041.
Jednakże bogactwo minerałów kryjące się pod lodową skamieliną, której grubość  zmniejsza się z każdym rokiem wywołuje zapędy niektórych państw graniczące z pogwałceniem warunków traktatu.
Jako że Chiny mają największą populacje na świecie postanowiły to też zaakcentować na lodowym kontynencie. Regularne pojawianie się chińskich lodołamaczy z zaopatrzeniem dla ponad 40 baz stało się standardem, a plany budowy kolejnych placówek są urzeczywistniane. Stacjom badawczym towarzyszy budowa portów i lotnisk, które w każdej chwili mogą być wykorzystane do celów militarnych.
Obawy o pokojową misje chińczyków podniosła Australia. Chiny w odpowiedzi zapewniły o pokojowym satusie, jednocześnie nie chcą ujawnić wyników badań , co daje powody do niepokoju.

Strategiczne położenie Antarktydy powoduje wzrost zainteresowania wielu krajów utrzymaniem w pogotowiu baz wojskowych do czego przyznały się Chile i Argentyna.
Również Rosjanie wyczuli potencjał drzemiący pod lodem, by po 30 latach wierceń dostać się do źródeł słodkiej wody subglacjalnego jeziora Wostok.
Dotarcie do rezerwatu wody ma ogromne znaczenie dla nauki. W kontekście niedoboru słodkiej wody może się to okazać w przyszłości lepszą inwestycją niż poszukanie złóż minerałów.


Antarktyda staje się areną działań w której interesy wielu państw mogą doprowadzić do roztopienia Traktatu Arktycznego przed końcem jego obowiązywania. Niepohamowany apetyt na bogactwa Antarktydy będzie testem dla sygnatariuszy porozumienia, bowiem Traktat Antarktyczny nie przewiduje żadnych sankcji dla kraju który by się wyłamał z umowy.

wikimedia commons source NOAA

 

poniedziałek, 15 maja 2017

Nieproszeni goście na talerzu.

Dla większości z na widok robaka wywołuje pewny określony odruch bezwarunkowy, innymi słowy kończy on swą ziemską wędrówkę pod podeszwą buta.

A co jeśli mielibyśmy spoglądać na insekty bardziej przychylnym wzrokiem?
Od pewnego czasu ONZ prowadzi kampanie zachęcającą do spożywania jadalnych insektów. Ma to doprowadzić do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych.
Hodowla bydła na skalę przemysłową powoduje emisje do atmosfery ogromnych ilości metanu. Jak podkreślają inicjatorzy pomysłu hodowla świerszczy, chrząszczy lub larw drewnojada otworzy nowe, przyjazne dla środowiska pole na kulinarnej mapie świata.
Pomysł zachwycił amerykanów którzy tłumnie zaczęli otwierać firmy specjalizujące się w przetwórstwie i sprzedaży wszelkiej maści jadalnych robaków.

Nie byłoby nic szokującego w tym apelu, gdyby nie jeden drobny szczegół, o którym były sekretarz ONZ Kofi Annan zapomniał wspomnieć. Za ten stan rzeczy w przeważające mierze są odpowiedzialne Stany Zjednoczone na którego terenie odbywa się hodowla bydła przypominająca jeden wielki obóz koncentracyjny. Cykl hodowli zwierząt milionów zwierząt które nigdy nie widziały łąki uwalnia do atmosfery ogromne ilości metanu, gazu cieplarnianego.

Podobna sytuacja ma miejsce w Ameryce Południowej gdzie co rocznie znika 13mln ha lasów deszczowych. Największy na świecie skupisko bioróżnorodności zmniejszyło swoją powierzchnie o 20proc. Las ustępuje hodowli bydła i uprawie soi, którą 95proc. wykorzystuje się jako pokarm dla zwierząt hodowlanych. 

Skala hodowli bydła w Polsce i wielu krajów europejskich jest niewspółmiernie niska w porównaniu z wielkimi konglomeratami północno i południowo amerykańskimi.
Koszt tych działań jest wysoki, dlaczego mają ponosić go inni, choć nie brali w nim udziału.
Mamy swoją dobrą tradycyjną kuchnie i raczej nie skorzystamy z apelu pana sekretarza.

wikimedia commons author Miceweed

poniedziałek, 8 maja 2017

Kamelia Sinesis-aromatyczna tajemnica

Przez kilka tysięcy lat od chwili wynalezienia w Chinach parzenie herbaty stało ceremoniom  kultywowaną w bodaj większości krajów na świecie. Jej zdrowotne właściwości poprawiające nastrój, usprawniające koncentracje a nawet działające na senność i zmęczenie sprawiły, że sięgamy po filiżankę herbaty nie tylko z uwagi na wyżej wymienione atrybuty, ale przede wszystkim dla wyjątkowego aromatu, który jest nieodłączną cechą tego napoju.
Nad fenomenem krzewu Kamelia Sinesis będącymi głównym składnikiem herbaty chińskiej postanowili pochylić się naukowcy.
Zespół specjalistów rozkodował genetyczną budowę tej jednej z najbardziej popularnych herbat na świecie. Dzięki nowoczesnej technice zostały przeprowadzone badania celem ustalenia genomu odpowiedzialnego za jej smak. Badania ukazały chemiczne związki zawarte w herbacie.
Krzewy z grupy Kamelia obejmują ponad 100 gatunków ozdobnych roślin ogrodowych ale tylko Kamelia Sinesis jest uprawiana komercyjnie do produkcji herbaty. Jak ukazały badania, liście zawierają wysoki poziom  chemicznych związków dający herbacie swój niepowtarzalny smak. Do ich grona należą Flawonoidy, czyli naturalne związki chemiczne chroniące roślinę przed atakiem owadów i grzybów, oraz Kofeina, czyli środek psychoaktywny usuwający zmęczenie i polepszający koncentracje.
Z liści Kamelia Sinesis wytwarzane jest kilka gatunków herbaty; biała, zielona, żółta ,czarna i oolong(czyli półfermentowana ). Każda z nich posiada swój niepowtarzalny smak, aromat i wygląd. Charakterystyczny aromat każdej tworzy indywidualny skład chemiczny.

Rozkodowanie genomu rośliny herbacianej trwało ponad 5 lat. Na podstawie 3 mld próbek DNA ustalono, że genom Kamelia Sinesis jest ponad czterokrotnie większy niż genom krzewu kawy i jest znacznie większy niż większość zsekwencjonowanych gatunków roślin.

Wiedza uzyskana może pomóc plantatorom ulepszyć jakość herbaty, może również otworzyć nowe pole dla medycyny i przemysłu kosmetycznego, ponieważ związki występujące w herbacie są często związane z właściwościami roślin stosowanymi w tych sektorach.

wikimedia commons photo by Mette Nielsen
zródło BBC


poniedziałek, 1 maja 2017

Antybiotyk vs. bakteria.

Kiedy podczas I Wojny Światowej żołnierze zwaśnionych stron Ententy i sojuszu państw Centralnych starły się w chaosie kurzu i błota na polach Europy, każdego dnia żniwo śmierci i zniszczenia pochłaniało około 5 tys. zabitych dziennie. Niespotykana jak dotąd liczba zgonów nie obejmowała tylko zastrzelonych żołnierzy. Wielu z nich umarło na skutek ran i zakażeń z nimi związanych w szpitalach polowych.
W trakcie działań wojennych podczas II Wojny  Światowej, liczba żołnierzy umierających na skutek ran był niewspółmiernie niższa niż podczas wcześniejszego konfliktu.

Rozwiązaniem tej zagadki było odkrycie w 1928 roku przez Alexandra Fleminga penicyliny. Minęło 10 lat zanim Howard Florey i Ernst Chain zajęli się odkryciem Fleminga testując lek na myszach zarażonych paciorkowcem. Zdumiewiające działanie pierwszego antybiotyku na świecie postanowiono wykorzystać w szerszym zakresie. Idealnym celem było wojsko w szeregach którego infekcje związane ranami dziesiątkowały pacjentów szpitali polowych. Za ten milowy krok w medycynie Fleming, Florey i Chain w 1945 roku zostali uhonorowani nagrodą Nobla.
Tymczasem początkowa euforia została wystawiona na próbę po tym jak w 1947 roku zauważono pierwsze przypadki odporności bakterii na penicylinę. To dało początek badaniom nad lekami które nazwano antybiotykami.
Bakterie są najmniejszymi organizmami na ziemi, są najważniejsze jednocześnie mogą być najbardziej niebezpieczne dla naszego organizmu. Są wszędzie i razem mają siłę by zniszczyć życie na ziemi.
Obecność większości z nich jest uzasadniona, są we łzach chroniących oczy przed innymi bakteriami, pomagają trawić jedzenie w układzie pokarmowym, oraz chronią naszą skórę przed innymi niepożądanymi intruzami. Większość z tych mikroskopijnych organizmów jest pożyteczna dla naszego organizmu, inne są niegroźne. Jednakże istnieją bakterie niebezpieczne dla zdrowia i życia człowieka.
Idealnym przykładem jest gronkowiec złocisty, którego odporność na działanie antybiotyku przekształca go w MRSA czyli gronkowiec złocisty odporny na metycylinę. Jest on częstym przypadkiem zakażenia w szpitalach.

Postępujący moda  nadużywania antybiotyków w ciągu ostatnich dekad doprowadziła do uodparniania się niektórych bakterii na działanie leku. Dzięki temu zanika naturalna odporność organizmu nabyta przez pokolenia do radzenia sobie z infekcjami.
Działanie antybiotyku polega na niszczeniu części ściany komórki. Kiedy ściana komórki bakterii zaczyna się rozpadać mechanizm obronny odbudowuje jej strukturę. Kiedy penicylina zagnieździ się wewnątrz nie pozwala odbudować ściany komórki i powoduje jej rozpad.
Czasami jednak inteligentna bakteria zmienia swoją charakterystykę stając się odporną na antybiotyk.
Poza tą jedną bakterią  która nabrała odporności antybiotyk niszczy wszystkie inne, zarówno dobre jak i złe. Ta jedna ocalała bakteria zaczyna się dzielić i w ciągu kilku godzin powstaje kilka miliardów nowych bakterii. Następnym razem kiedy zażywamy antybiotyk robimy miejsce dla odpornych bakterii.

Odporność na antybiotyki rozprzestrzenia się w zatrważającym tempie. Jak dotąd naukowcy opracowali około 100 różnych antybiotyków z czego w realnym użytku pozostaje około 30, ponieważ reszta stała się bezużyteczna.
Połowa stosowanych antybiotyków nie pomaga pacjentom. Normą stało się przypisywanie antybiotyku na takie dolegliwości jak grypa czy przeziębienie, które jest wywołane przez wirus a nie bakterie. Niestety nawet nie stosując antybiotyku możemy go wchłaniać jedząc mięso zwierząt hodowlanych, które często bez żadnych ograniczeń jest im podawane w paszy.

Jak dotąd naukowcy jeszcze  nadążają nad ujarzmianiem bakterii odpornych na antybiotyki. Jednak ta odporność ciągle rośnie. Wyścig o nasze zdrowie wciąż trwa, pytanie czy w pewnym momencie nie zostaniemy w tyle.